Po pierwszej turze wyborów prezydent Andrzej Duda chciałby uzyskać poparcie wyborców Konfederacji, by wygrać drugą turę.
Powinien więc otwarcie zadeklarować, że chciałby uzyskać poparcie tych wyborców, nie wstydząc się tego, i nie maskując źle rozumianą dyplomacją. "Mam Wam do zaoferowania coś za coś, aby pod moimi rządami sfera obyczajów kulturowych nie była atakowana rozkruszaniem świętego wzorca rodziny".
"Wprowadzam do swojego programu postulat likwidacji PIT. Rolnicy nadal nie będą płacić PIT, pensje służb publicznych zostaną unettowione, PIT pracowników firm prywatnych zostanie przeniesiony do składki ZUS, a pensje przedsiębiorców nie będą obciążone PIT, a tylko ich składka ZUS wzrośnie ryczałtowo o 400 zł. Nieusuwalne niejasności podatku PIT zastraszające obywateli znikną znad głów przedsiębiorców a budżet nie poniesie strat. Przywrócone zostaną warunki do funkcjonowania zasady prawa rzymskiego domniemania niewinności."
"Obietnicy 500+ dotrzymałem, tak też i postulatu obniżenia wieku emerytalnego. Dotrzymam i obietnicy zniesienia PIT i uproszczenia życia, a jeśli nie uda mi się w ciągu 3 lat doprowadzić do takiej zmiany - podam się do dymisji."
Dla konfederatów to propozycja nie do przebicia i nie do odrzucenia. Propozycja do przyjęcia - bo w obecnej sytuacji nie mają nic do stracenia w jej poparciu. Jeśli zostaną oszukani - nie oni będą się wstydzić.
Jeśli nawet Rafał Trzaskowski zdublowałby tę propozycję - to on jej nie zrealizuje (pamiętamy jak to było z ulgą przy uwłaszczeniu gruntów warszawskich, i o zaświadczeniach jakich Warszawianie do dziś nie dostali, by opłacić ostatecznie uwłaszczenie z bonifikatą.)
Taka deklaracja zadziałałaby nawet na niektórych wyborców PO i SLD. Natomiast elektorat PiS zrozumie, że ten - nielubiany przezeń - ruch, jest konieczny. "Paryż wart jest mszy."
Andrzej Dobrowolski